Kod rozmywa mi się przed oczami i pomimo mrugania, nie wyostrza się. Jest źle, myślę i dopijam do dna wystygłą kawę, nim zapali się czerwona lampka, aby tym razem odpuścić i pójść spać. Ale spanie jest dla leszczy.
Piję z termosu, bo tak bezpieczniej. Kubki zawsze lądują na podłodze, ewentualnie ich zawartość na klawiaturze — moje łokcie mają już taką magnetyczną przypadłość.
Przypomina mi się nagle, jak rozmawiałam kiedyś o tym z mamą. Mówiłam jej wtedy: „leci mi wszystko z rąk”, a ona mi na to: „co ty gadasz, dobrą pracę masz, ładna dziewczyna jesteś, jeszcze znajdziesz jakiegoś kawalera”.
Długo mi schodzi, nim skompiluję, o chuj jej z tym chodziło. Cisza w słuchawce wydłuża się. Ona myśli, że się fochnęłam jak stara panna, a ja analizuję, linia za linią, funkcja za funkcją, co ma piernik do wiatraka. Output wypluwa się po 7s. Autyzm niby nie jest dziedziczny, ale ja go mam zdecydowanie po niej. Czytaj dalej 1: Wyłącz-włącz mózg →